niedziela, 28 września 2014

ROZDZIAŁ 7

~Laura~

   Gdy tylko przekroczyłam próg mojego domu, poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Niezwłocznie wzięłam go do ręki i odebrałam połączenie przychodzące.

R: Hej Laura!
L: No cześć.
R: Przeszłabyś się ze mną na karaoke?
L: Pewnie! To świetny pomysł!
R: Ekstra. Tylko...jest mały problem.
L: Mianowicie?
R: Te małpy wszawe usłyszały jak prosiłam Rikera, czyli tego najstarszego, o pożyczenie samochodu. No i uparli się, że też pójdą. Czy to nie będzie problem?
L: Nie no co ty. Pójdziemy wszyscy razem. 
R: A może weźmiesz też ze sobą swoją siostrę? Bardzo chciałabym ją poznać.
L: Jeśli jeszcze jest w domu, to przyjdziemy razem. Więc gdzie się spotkamy?
R: Może na miejscu? Ulica Brookstreet 12? O 16.00?
L: Świetnie! To widzimy się na miejscu?
R: Widzimy się! Pa Laura!
L: Pa Delly!

   Po skończonej rozmowie rozłączyłam się i rzuciłam telefon na sofę, po czym z prędkością światła wybiegłam na górę. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że Van jest u siebie. Lubię całą rodzinkę Lynchów, ale z siostrą będzie mi o wiele raźniej. Jednak po chwilce mój entuzjazm opadł. Ness szykowała się do wyjścia.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam, choć byłam na 100% pewna, co odpowie
- Umówiłam się z Avanem - rzuciła pociągając usta szminką
- A nie mogłabyś tego przełożyć?
- Nie
- Ale Van, bo chodzi o to...
- Słuchaj. Nie zmienię planów. Avan wyjeżdża za trzy dni i chcę się nim nacieszyć. Jeszcze może się okazać, że to nasze ostatnie spotkanie przed jego powrotem to Chicago - ciągnęła - a ja chcę mu dziś powiedzieć o tym, że dostałam rolę. Po prostu muszę zobaczyć jego minę. Będzie miał sławną dziewczynę!
- To czemu nie poinformowałaś go wcześniej?
Popatrzyła na mnie z miną: "Ty nic o życiu nie wiesz" i jakby to było oczywiste odparła:
- Czekałam na odpowiedni moment.
- Tooo...gdzie się wybieracie?
- Do klubu karaoke
Po tych słowach w mojej głowie zaiskrzył promyczek nadziei.
- Hm. Czyżby na ulicy Brookstreet 12?
- Ta, a co?
Tu opowiedziałam jej co i jak. Cieszyłam się, bo Avan łatwo nawiązuje nowe znajomości. Nie będzie miał więc nic przeciwko dosiadnięciu się z Van do mnie i Lynchów.
- No nie ważne. Jak wyglądam? - zapytała obracając się parę razy w koło.
- Genialnie ! - odparłam szczerze. Naprawdę w tym stroju wyglądała zjawiskowo.



- Ach dziękuje. Ty lepiej też już zmykaj się przygotować. Nie chcę się spóźnić na randkę z Avanem.
Nie słuchając dalszego ględzenia siostry pobiegłam do siebie. Szybko poprawiłam fryzurę oraz makijaż i ubrałam się w taki strój:



Wychodząc spojrzałam do lusterka. "Nieźle" - pomyślałam i pognałam na dół do Van, która czekała na mnie już w samochodzie.



***


Po około 10 minutach byłyśmy na miejscu. Lynchów jeszcze nie było. Podobnie jak Avana.
Zajęłyśmy więc z Van największy stolik jaki był i czekałyśmy.
- Masz już któregoś z nich na oku? - w pewnym momencie zapytała Vanessa
- Co? - nie miałam pojęcia o co chodzi
- No chłopaka
- Ness poproszę jaśniej. Jakiego chłopaka?
- No jednego z tych Lanchów.
- Lynchów - poprawiłam ją
- Oj wiesz o co chodzi. Przystojni są?
- Sama się przekonasz - mówiłam wymijająco. Wiem, że Van tego nie lubi. Ja za to lubię się z nią drażnić.
- Ej no weź! - prawie krzyknęła
- No dobra dobra - zaśmiałam się - Wszyscy są przystojni.
- Bardzo? - zapytała z śmiertelnie poważną miną
- Nieziemsko - patrzyłyśmy chwilę sobie w oczy po czym zaczęłyśmy się śmiać
- Ale jeden to raczej wiekowo dla ciebie - dodałam z udawanym smutkiem
- Ja mam Avana
- Avan i Avan. W kółko tylko Avan.
- Nie lubisz go?
- Jest spoko, tylko martwię się, że za bardzo się angażujesz. Uważaj, aby cię nie zranił.
- Ja się za bardzo angażuję? Gdzie ty masz oczy? A tak w ogóle to zeszłaś z tematu. Mów o chłopakach.
- Niech ci będzie. Potem jest rok ode mnie starszy - Rocky. Miły i uroczy, ale jak dla mnie trochę za bardzo szalony. Następnie ... Ross.
- ... Ross ...
- Noooo...coś z tym imieniem nie tak?
- Nie tylko powiedziałaś to tak ... no tak jakbyś go miała na oku siosta!
- Pff spadaj i nie gadaj !
- Ale się tak nie denerwuj. Opisz mi go proszę.
W mojej głowie pojawiło się mnóstwo określeń. Piękny, idealny, grecki bóg, kochany, uroczy, słodki...
- Jest miły
- Tylko tyle?
- No tak.  - skłamałam - A i razem gramy w serialu.
- To fajn...zaraz, CO?!
- No w seria...aaa ty nie wiesz! A więc Van, uroczyście ci ogłaszam, że dostałam rolę w serialu! I to główną!
- Boże siostra jestem taka dumna ! - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Chwilkę się tuliłyśmy, a potem wróciłyśmy do gadki szmatki. Tym razem o pogodzie. W pewnym momencie do stolika podeszła grupka osób.
- Przepraszam, czy tu wolne? - zapytała dziewczyna
- Pewnie - rzuciłam
Po chwili na mojej twarzy, jak i na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech.
- Cześć Rydel
- Hej Lau
Tu się przytuliłyśmy. Gdy oderwałam się od blondynki zobaczyłam, że wszyscy chłopcy (czyli Riker, Rocky, Ross i Ell) stoją z otartymi ramionami i zamkniętymi paczadłami, czekając na misia. Przewróciłam więc tylko oczkami i przytuliłam każdego z osobna. Po skończonej czynności przedstawiłam im Van na co oni, ku zdziwieniu Ness ustawili się w taki sam rządek jak poprzednio. Vanessa troszkę zmieszana przytuliła każdego po czym usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.
Gadaliśmy o wszystkim ciągle się śmiejąc. Jednak moja siostra nie bawiła się tak dobrze jak reszta. Co chwilę nerwowo rozglądała się po pomieszczeniu. Wiedziałam o co chodzi. Avan się spóźniał. I to porządnie.
Nagle wzrok Van utknął w kącie sali. Spoglądnęłam więc tam i wtedy go zobaczyłam. Stał i obściskiwał się z jakąś dziewczyną.
- Van mogę cię na chwilkę prosić? - zapytałam wyrywając siostrę z zamyślenia
- Uhmm...tak p-pewnie - wyszeptała cichutko ze spuszczonym wzrokiem
W tym samym momencie, gdy wstawałyśmy, ta lalunia Avana skierowała się do toalety. Tym lepiej dla niej. Gdyby została wydłubałabym jej oczy. Już miałam coś powiedzieć do Ness, ale jej ... nie było. Avana też. Dopiero po chwili spostrzegłam ich po drugiej stronie sali. Podbiegłam więc do nich. Pierwszym co mnie zaniepokoiło była zmiana jaka zaszła w Van. Taak moja siorka to udana sztuka jest, nie ma co. W jednej chwili z niewinnej istotki potrafi się zamienić w maszynę do zabijania. Dosłownie. Lepiej może kazać temu dupkowi wiać? Pff. Zasłużył na cierpienie. Gdy byłam dość blisko "pary" usłyszałam końcówkę rozmowy:
- Powiesz mi łaskawie czemu? - warknęła Ness
- Bo ty to takie nic nie znaczące coś jesteś. Może i masz ładną buźkę ale zero FAME! Kapiszszi? Nie sławne zero. Nie masz przyszłości i tyle, a Kotya ma przyszłość. Jest modelką. I nawet śpiewa! A ty co? Zmarnowałem przez ciebie rok życia.
I tu popełnił błąd. Nigdy nie obraża się Vanessy Marano. Teraz to się rozkręciła. Uśmiechnęła się słodko i powiedziała:
- Skąd wytrzasnęła takie imię? Z rynsztoka? Kotara brzmiałoby sto razy lepiej. Modelki są puste, ale widocznie ona i twoja pusta głowa to idealne połączenie głupiej i głupszego. A śpiewać, to potrafi każdy.
- Ta? To czemu TY nie potrafisz? - odparł, chociaż było widać, że mały chłopczyk się zmieszał...debil.
- Kto ma ochotę wystąpić teraz? - zapytał mężczyzna z głośników - Śpiewać każdy może! 
- HA! Jaki miły zbieg okoliczności! Idź tam i śpiewaj! - krzyknął głośno Avan pewny swego zwycięstwa
- Jak sobie życzysz - odparła Van z chytrym uśmieszkiem. - Lau - odwróciła się do mnie - Zrobisz mi chórki?
- Jasne - odparłam i skierowałam się w stronę sceny.
Nagle podbiegła do nas Rydel. 
- O co chodzi? - zapytała - Martwimy się o was.
Spojrzałam na nasz stolik. Faktycznie. Nie tyle oni, co cała sala gapiła się na nas jakbyśmy występowali w jakiejś telenoweli. W sumie to nasza "para" dość głośno krzyczała.
- Śpiewasz Rydel? - ni z tego ni z owego zapytała Ness
- Ja...trochę, może. A co?
- Też mi pomożesz - rzuciła tylko i pociągnęła nas za ręce
Po chwili stałyśmy na scenie, a z głośników zaczęła lecieć muzyka...:

(Vanessa)
Am I supposed to put my life on hold
because you don't know how to act
and you don't know where your life is going
Am I supposed to be torn apart, broken hearted, in a corner crying?
Pardon me if I don't show it
I don't care if I never see you again
I'll be alright
Take this final piece of advice and get yourself together,
but either way baby, I'm gone

(Wtedy dołączyłam się z Rydel)
I'm so over it, I've been there and back
Changed all my numbers and just in case you're wondering
I got that new
I'm a single girl swag
Got me with my girls and we're singin' it...... Sing!
na na na na, na na na na
hey hey hey
goodbye
na na na na hey, na na na na hey,
hey hey hey
goodbye

(Vanessa)

Cut my hair 'cuz it reminded me of you
I know you like the long 'do,
had to switch my attitude up
Thinkin' of changing up how I ride, No more
on the passenger side
too bad you miss out on the way that I drive it
I don't care if I never see you again
I'll be alright
Take this final piece of advice and get yourself together,
but either way baby, I'm gone

(i znów razem)
I'm so over it, I've been there and back
Changed all my numbers and just in case you're wondering
I got that new
I'm a single girl swag
Got me with my girls and we're singin' it...sing!
na na na na, na na na na
hey hey hey
goodbye
na na na na hey, na na na na hey,
hey hey hey
goodbye
hey hey, hey hey hey
goodbye

Kiedy skończyłyśmy cała sala zagrzmiała wiwatami. Spojrzałam na Avana. Miał całą czerwoną gębę i zaciśnięte szczęki. Haha frajer! Van zarzuciła włosy do tyłu i dumnie zeszła ze sceny. Podeszła do chłopaka i walnęła go z pięści w twarz. On zatoczył się tylko i runął na ziemię, a moja siostra wyszła z lokalu z uniesioną głową. Cała sala oszalała. Wiwatom i śmiechom z tego debila nie było końca. Zbliżyłam się więc do naszego stolika i zobaczyłam, że Riker ze świecącymi oczami wpatruje się w drzwi za którymi zniknęła Ness...


***

Jeszcze chwilkę posiedziałam z Lynchami. Chłopcy się wygłupiali, a ja i Rydel śmiałyśmy się z nich. W ten o to sposób czas bardzo szybko mi minął i zanim się oglądnęłam było już po 21. Pożegnałam się więc z nowymi znajomymi (oczywiście przytulasem) i wróciłam do domu. Drzwi były otwarte, więc Van już w domu. Zdziwiłam się jednak, że w mieszkaniu nie pali się żadne światło. Skierowałam się więc w stronę schodów i wyszłam na górę. Uchyliłam drzwi do pokoju Ness i włączyłam światło. Wtedy ją zobaczyłam. Siedziała na łóżku z czerwonymi oczami i kartką w ręce. To było do niej nie podobne. Van nigdy nie płakała. Nigdy. Między innymi za to ją podziwiam. Podeszłam więc do niej, usiadłam na jej łóżku i przytuliłam:
- Van - zaczęłam - on nie jest tego wart. To po prostu niedorobione dziecko...
- Ty myślisz, że o tego dupka mi chodzi? - przerwała mi - Co to to nie. Vanessa Marona nigdy nie uroni łzy przez chłopaka!
- To o co chodzi?
- Rodzice przysłali list...
Po tych słowach moje oczy się zaświeciły. Tak dawno się nie odzywali! Gdy tylko jednak Van spojrzała na mnie mój entuzjazm opadł. No tak - ona przez ten list płacze. Czy coś im się stało? Moje serce zaczęło bić jak szalone.
- Co im się stało? - zapytałam drżącym z nerwów głosem
Ness bez słowa podała mi kartkę i wyszła z pokoju. Okazało się, że to nie list. Raczej informacja? Nie zwlekając zaczęłam czytać:



Vanessa. Ja i ojciec coś zdecydowaliśmy. Nie wracamy do domu.
Tu jest nam lepiej. Bez was.
Myśleliśmy nad tym od dłuższego czasu. Teraz kiedy jesteś pełnoletnia, możemy to zrobić bez żadnych konsekwencji. Od teraz jesteś prawnym opiekunem Laury. Twój podpis jest podrobiny, o dokumenty się nie martw.
Czemu to zrobiliśmy? To proste.
Tu się żyje lepiej. Nie mamy z ojcem żadnych zobowiązań. Robimy co chcemy i kiedy chcemy. Byłybyście nam tylko kulą u nogi.
Nie chcemy mieć nikogo na głowie, chociaż kto wie, może za kilka lat zdecydujemy się na adopcję lub postaramy się o własne dziecko.
Nie próbujcie nas szukać. Zmieniliśmy numery, adres i nazwisko. Wy dla nas już nie istniejecie.
W Chicago nie ma już po nas śladu. Zabraliśmy wszystkie swoje rzeczy, gdy was nie było. Ojciec postarał się, aby nigdzie nie znaleziono naszych danych lub dokumentów. Ma znajomości.
Na koniec powiem to, co chciałam wam już dawno powiedzieć.
Z wszystkich moich porażek życiowych, wy dwie jesteście największymi.


Gapiłam się na tekst myśląc, że to jakiś słaby żart. Serce, które jeszcze przed chwilą biło jak oszalałe w obawie przed rodzicami, teraz prawie całkiem stanęło. "To kiepski żart" powtarzałam w kółko chcąc samą siebie o tym przekonać. Mój rozum jednak wiedział jaka jest prawda. Wyparli się nas. Zostawili. Porzucili. Potraktowali jak zabawki. Nawet nie zauważyłam, gdy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wszystkie części ciała odmówiły mi posłuszeństwa. Siedziałam i gapiłam się w kartkę, na której pod wpływem mych łez zaczął rozmazywać się atrament. Wszystko przestało istnieć. Świat stał się czarną dziurą. Czułam się,  jakby ktoś rozcinał moje serce tępym nożem. Powoli i dokładnie. Ostatni raz zaczerpnęłam powietrza, a potem ogarnęła mnie ciemność.


***

- Laura! O mój Boże Laura! Obudź się! - takie krzyki mnie wybudziły
Pierwszym co zobaczyłam była przestraszona twarz Van. Momentalnie zrobiło mi się głupio. Ona musi się mną teraz opiekować, utrzymywać nas obie, a na dodatek dziś straciła chłopaka. Ja natomiast nie mam nic na głowie i mdleje z byle powodu. Brawo Laura.
- Nie strasz mnie już tak nigdy więcej - wyszeptała Ness tuląc mnie do siebie - Nigdy
- Przepraszam Van, ja ... - tu głos mi się załamał i znów zaczęłam płakać.
To było ode mnie silniejsze. Ale ze mnie cholerna egoistka.
- Już dobrze maleńka - mówiła matczynym głosem - Wszystko się ułoży. Jesteśmy w tym razem.
Tak. Van jest przy mnie. Nic już nie mówiąc tylko bardziej wtuliłam się w siostrę czując, że jest ona dla mnie jedynym wsparciem na świecie. Teraz mam tylko ją ...


_________________________________________________________________________________
SZEMANKO!
Tak się cieszę, że w końcu dodałam ten rozdział. Może i szału nie ma, ale jestem z siebie dumna, bo męczyłam go parę tygodni. Teraz jest! Co o nim sądzicie? Mam nadzieję, że się spodoba. 
KOCHAM WAS <3 ^^

~Rose

A tu pioseneczka, którą śpiewały dziewczyny ^-^





7 komentarzy:

  1. No nareszcie :D
    Nawet nie wiesz jak długo czekałam na ten rozdział. Vanessa dobrze zrobiła, że przyłożyła Avanowi.
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O maj gosz *-* Od czego tu zacząć. Tyle się działo w tym rozdziale :) Vanessa postąpiła świetnie. Miała gdzieś Avana. Dumnie wyszła na scenę i zaśpiewała. Fajna piosenka :) Rikuś się zakochał? Uuu... Będzie Rikessa? Tak mi się wydaje *.* Ja zawału prawie dostałam jak zobaczyłam ten list. Jak oni tak mogli? Okropni rodzice! Takich to kopnąć w dupę i krzyknąć "Krzyżyk na drogę!" i mieć ich w głębokim poważaniu! Laura i Van sobie poradzą a Lynchowie na pewno im pomogą. Ja też uważam tak jak Van, że Lau totalnie buja się w Rossie <3 Będzie parka ;* Czekam ne next kochana i bardzo się cieszę, że wróciłaś :D Wpadnij do mnie:

    marry-you-auslly.blogspot.com
    chce-ci-tylko-pomoc-raura.blogspot.com

    Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania blogów! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Co za chamy z rodziców Laury i Van oraz Avan!!!
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No może ja zacznę swój zacny monolog....od prostego zdania...I hate their parents and Avana. Jebłam...jak tak można zachować się wobec własnych córek...dziewczyny...?? Kill ... nothing more. Ale muszę przyznać....Van jest niesamowicie silna...no może prócz tego jak przeczytała ten cholerny list. Ale i tak jestem z niej dumna. Czuję iskierki...nie fajerwerki...Lau+Ross...Lau+Ross...jak dobrze że ona o nim tak intensywnie myśli...haha. Teraz wszystko będzie się rozkręcać...haha.
    Czekam na nexta...niecierpliwie. Tak wiem nudny...krótki koment...wybaczysz. Nie wiem nie umiem się jakoś zebrać. Dobra zaczynam ględzić. Kochana życzę weny...czekam...buziaki<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie, że wróciłaś, cieszę się bardzo ^.^
    Rozdział wyrąbany w kosmos:D A ta końcówka... Raczej, że Lau nie jest sama, bo ma Van, ale też mają obie rodzinę Lynch'ów... Rik'a, Ross'a... hehehe
    Czekam na nexta i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Wróciłaś <3 Rozdział... brak słów...KOCHAM !! <3 Niecierpliwie czekam na dalszą część ;**
    Zapraszam na mojego blogusia http://heardmadeuponyou.blogspot.com/ Wejdziesz ?

    OdpowiedzUsuń
  7. O CHOLERA, ALE VAN JEST ŚWIETNA *O* TEŻ BYM TEMU AVANOWI PRZYWALIŁA, TYLKO TAK Z... TYSIĄC RAZY MOCNIEJ :')
    A CI RODZICE TO NIE RODZICE. TO LUDZIE BEZ SERCA, EGOIŚCI MYŚLĄCY TYLKO O SOBIE. NIE CIERPIĘ TAKICH OSÓB ;_;

    OdpowiedzUsuń