piątek, 20 lutego 2015

ROZDZIAŁ 12

~Laura~
Właśnie wracałyśmy z Van z zakupów. Jakieś szaleństwo. Ja miałam 12 toreb z nowymi rzeczami. Moja siostra 20. Ciekawe tylko tylko jak my to dotaszczymy do domu?
Już szukałam w telefonie numeru do Larego - dziwnego gostka który jeździ wózkiem widłowym, kiedy Ness mnie zatrzymała.
- O co chodzi? - zapytałam zdezorientowana
- Wypadek. Będziemy musiały przejść inną drogą
Spojrzałam w miejsce, w które wpatrywała się moja siostra. Nagle coś mocno ścisnęło mnie za serce, a źrenice rozszerzyły się z przerażenia. Zobaczyłam taksówkę. Dokładnie tą samą, która zawiozła mnie na spotkanie z Rydel. Sanitariusze wyciągali kierowcę z pojazdu i na noszach wnosili do karetki. Pojazd był całkowicie zniszczony. I pomyśleć, że jeszcze nie dawno byłam w tym samochodzie...
- Idziemy? - zapytała Ness wyrywając mnie z zamyślenia.
-Tak - odparłam nieprzytomnie.
Skręciłyśmy w boczną uliczkę i ruszyłyśmy w stronę domu. Wiedziałam, że do końca dnia nie wyrzucę z głowy obrazu zmasakrowanego wozu i kierowcy.


*następnego dnia*
Obudziłam się o 6 rano. Może to dziwne, ale chyba Vanessa mnie upiła. Nic nie pamiętam z wczoraj. A tak mi się wydawało, że kakałko miało dziwny smak... Całą noc spałam jak dziecko. Muszę tak robić częściej.
Szybko umyłam się i ubrałam, po czym zbiegłam ze schodów do kuchni i przygotowałam śniadanie. Spojrzałam na zegarek. 6.10. Hmm...muszę poprosić Ness o przepis na to kakao...
Nie wiele myśląc pobiegłam do pokoju siostry i zwaliłam ją z łóżka. Van spadła twarzą w dywan a po chwili usłyszałam wiązankę przekleństw.
- Dzień dobry kochana siostrzyczko! Jak się masz? Bo ja geniaaalnie ! Zrobiłam ci śniadanko. Stoi na stole. Choć szybko na dół bo wyzimnieje. Mówiłam że Cię kocham? Nie? To dobrze ! Hahaha żarcik. A tak w ogóle...co mi dodałaś wczoraj do kakałka? - z moich ust lał się potok słów, a ja nie mogłam przestać.
Nessie spojrzała na mnie podejrzliwie, a po chwili rzuciła:
- Muszę zadzwonić do babci. Ta jej nalewka jest niesamowita !

~Rydel~
Leniwie przeciągnęłam się na łóżku. Jaka upojna cisza. Zero śmiechów, zero nieprzyjemnych zapachów. Obróciłam się na drugą stronę i moim oczom ukazała się tacka, na której stało gorące kakałko i kanapki z nutellą. Obok leżała kartka z napisem : "Dla kochanej siostrzyczki"
Nie ma co małpki się postarały. Poprawiłam się w łóżku i zaczęłam pałaszować śniadanko. Jak dobrze smakuje gdy nie trzeba samemu robić... Po zjedzonym posiłku wstałam i udałam się do łazienki w wiadomym celu. Ubrałam się, a gdy wróciłam do pokoju tacki już nie było. Uśmiechnęłam się sama do siebie i powoli zeszłam po schodach. W salonie siedziała cała moja rodzinka i przerażonymi oczami wpatrywała się w moje oblicze. Rocky nawet obgryzał paznokcie. Momentalnie wszyscy wstali i razem wyrecytowali: "Dzień dobry, o wspaniała, o najpiękniejsza siostro świata!". Aww to było urocze.
Pomimo to spoglądnęłam na nich z wyższością i odparłam.
- Dziś nie poleje się krew. Dziś - dodałam z naciskiem mrużąc oczy. - Ale kisiel macie odkupić.
- Tak jest Delly - odpowiedzieli znów chórem
W środku śmiałam się jak opętana widząc ich skruszone miny, jednak nie okazywałam tego na zewnątrz. Niech się jeszcze trochę pomęczą.
- Spakowani?
- Tak jest!
- Prowiant gotowy?
- Tak jest!
- Taksówki zamówione?
- Tak jest!
- To jedziemy po Laurę i Vanessę!
- Ta....Rydel? A ty się spakowałaś? - niepewnie zapytał Riker
Zamurował mnie tym. Faktycznie. Chłopcy wczoraj tak mi podnieśli ciśnienie, że nie pomyślałam o spakowaniu. Muszę jakoś z tego wybrnąć. Nie dam im satysfakcji, że ja popełniłam błąd. Myśl Rydel, myśl...
- Phi! To mnie nawet nie spakowaliście? - wyrzuciłam im - Phi!
Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i dumnie, z podniesioną głową opuściłam salon.
Po chwili byłam gotowa. Nawet nie zdążyłam wyjść z pokoju, kiedy przybiegł do mnie Ross i zapytał, czy może wziąć moją walizkę. Oczywiście ja wspaniałomyślnie mu pozwoliłam i niedługo potem siedzieliśmy w taksówce.

~Vanessa~
Siedziałyśmy spakowane i czekałyśmy na Lynch'ów. No..w sumie ja siedziałam, bo Laura po tej nalewce dostała takiego kopa, że zdążyła już cały dom wysprzątać, a teraz niespokojnie wierciła się na krześle. Z takiej Laury to niezły pożytek jest. Ostatecznie jednak postanowiłam się nad nią zlitować i dałam jej do wypicia szklankę mleka. Może to i dziwne, ale babcia stwierdziła, że pomoże. Nigdy nie podważam słów babci. Ona wie wszystko.
Laurę już powoli opuszczały siły, gdy usłyszałyśmy podjeżdżający samochód. Wzięłam więc swoją walizkę i wyszłam przed dom. Zaraz za mną człapała Laura. Gdy zobaczyła czekającą taksówkę zatrzymała się na chwilę. Już myślałam, że zaraz zacznie wrzeszczeć i nie wsiądzie do pojazdu. W końcu po coś ją opiłam, tak? Kiedy zobaczyła wczoraj ten wypadek stała się nieobecna. Wpatrywała się w przestrzeń i czasem mruczała coś, że nigdy nie wsiądzie do taksówki. Co więc miałam zrobić? Nie mogliśmy jechać niczym innym,a poza tym nie chciałam patrzeć na taką dziwną Laurę. Zaufałam więc słowom babci :"Pamiętaj wnusiu. Najlepszym sposobem, aby zapomnieć wydarzenia z poprzedniego dnia jest moja naleweczka. Jak wpadniesz w kłopoty, albo kogoś okradniesz, daj takiemu klientowi kieliszeczek, a twoje problemy znikną", i dałam jej tej nalewki.
W jednaj z taksówek siedziałam ja, Lau i Rydel. W drugiej natomiast Riker, Ell, Ross i Rocky.
Kiedy kierowca zapakował nasze bagaże, a my usadowiłyśmy się wygodnie w pojeździe, ruszyliśmy. Laura od razu zasnęła. Może to i lepiej? Nigdy nie lubiła długich podróży. Wpakowałyśmy ją więc na przednie siedzenie. Z tył zostałam z Delly. Całą drogę gadałyśmy i wygłupiałyśmy się. Zapowiada się świetny weekend.

~Laura~
Obudziło mnie delikatne szarpanie za ramię i łagodny głos Van:
- Wstawaj śpiochu
- Jeszcze pięć minut - wymruczałam
- Za pięć minut to będziesz sama płacić za podróż - rzuciła z tyłu Rydel
Czekaj. Rydel? Podróż? Wycieczka! Zerwałam się jak głupia, otworzyłam drzwi ale wyskoczyć nie mogłam, bo trzymały mnie pasy. Musiałam wyglądać komicznie bo dziewczyny zanosiły się śmiechem, i nawet kierowca powstrzymywał uśmiech. Zyskałam jednak tym na czasie. Van i Delly śmiały się jeszcze z pięć minut, więc mogłam spokojnie wysiąść z pojazdu. Nie długo po mnie z taksówki wypełzła -dosłownie- Van.
- Ejj serio? Ja mam płacić? - biadoliła blondynka
- Trzeba było się nie śmiać, o !- wyrzuciłam jej i pokazałam język
Rydel zrobiła tylko kwaśną minę, po czym zaczęła szukać w portfelu pieniędzy.

Po jakimś czasie staliśmy już wszyscy ze swoimi bagażami na...środku pustej drogi. Delikatnie prószył śnieg. Rozejrzałam się dookoła. Nic. Żadnego budynku, żadnej drogi, żadnej żywej duszy.
- To  czym jedziemy teraz?
Odpowiedziały mi ciche śmiechy. Nic nie rozumiejąc zmarszczyłam brwi.
- No co?
- Nikt ci nie powiedział, że dwa kilometry przejdziemy pieszo?- zapytał Riker
Spojrzałam z mordem w oczach na Van.
- No co - rzuciła - nie powiedziałam ci, bo byś nigdy się nie zdecydowała. Wiem, że nie lubisz zasp śniegu, a jak widzisz cała droga jest zasypana.
Ugh...ma rację. Wolałabym siedzieć w ciepłym domku niż brnąć przez mokry śnieg. Wszyscy już ruszyli a ja dalej stałam i gapiłam się przed siebie.
- Wszystko dobrze - zapytał ze zmartwioną miną Ross
Spoglądnęłam na niego i na chwilę zaparło mi dech. Płatki śniegu osadziły się na jego zmierzwionej blond czuprynie, a jego policzki były delikatnie zarumienione. Wyglądał tak...mmm.
Zaraz jednak się opanowałam:
- Jasne. Idziemy?
I ruszyliśmy przed siebie. Całą drogę rozmawiałam z Rossem starając nie wpatrywać się w niego jak głupia. O dziwo humor mi dopisywał, chociaż w głębi serca zaczęłam mieć złe przeczucia.

_________________________
Witam ^-^
Mam rozdzialik napisany co nudny jak flaki
( tu dajcie sobie melodię z "Mam chusteczkę haftowaną" xD)
No nie mogłam tego nie napisać :D
Najdłuższy to ten rozdział nie jest, ale za to szybciej pojawi się kolejny.
Zbliżamy się do wydarzenia, które zmieni coś niecoś w życiu naszych bohaterów ^^
Zapraszam też na mojego drugiego bloga.
Wyraźcie swoją opinię, bo nie wiem czy go dalej ciągnąć czy zastopować
i zająć się tym :P
Do napisania :3



piątek, 26 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 11

~Laura~

   Praca nad serialem idzie pełną parą. Nie mamy ani chwili wytchnienia. Dosłownie. Pracujemy od 5 do 22. Po drodze mamy dwie 5-minutowe przerwy. Masakra.
   Dlatego nie trudno domyślić się jak wyglądała nasza reakcja, gdy reżyser zarządził miesięczny odpoczynek. Takie nasze wakacje. Wszyscy skakaliśmy jak jakieś debile, a Ell i Rocky, którzy nawet nie wiem skąd się wzięli i co oni mają do tego - w końcu nie grają w serialu - zaczęli gryźć cudze buty. Szaleństwo.
   Teraz właśnie pojawiło się pytanie - co będziemy robić? Nie zastanawialiśmy się długo. Mój pomysł, aby uprawiać ćwiczenia na trasie lodówka-łóżko pobiła propozycja Lynchów, by pojechać na tydzień do ich domku w górach. Nie oznacza to jednak, że całkowicie porzucę swój pomysł. Co to to nie! Mam zamiar blisko zapoznać się z tamtejszą lodówką i wdać się w romans z łóżkiem. Jak szaleć to szaleć!
   Umówiłam się z Delly w galerii, aby obgadać szczegóły wypadu i właśnie jechałam na to spotkanie. Nie lubię jeździć taksówkami. Po prostu się wtedy boję. Co innego, gdy prowadzi ktoś komu ufam, a taki taksówkarz? A jak to jakiś pijak, albo zboczeniec? Dlatego właśnie preferuję spacerek. Dotlenić się można, wczuć się w życie miasta. Niestety czasem zdarzają się sytuacje,  gdy taksówka jest nieunikniona. To właśnie taka sytuacja. 
- Może pan zwolnić? - zapytałam lekko podenerwowana
- Zluzuj gacie jedziemy 80
- Proszę jednak, aby pan zwolnił - odparłam stanowczo
- Jakaś nienormalna - prychnął pod nosem, i tak słyszałam
Niech ma mnie za nienormalną, co mnie to. Ja wiem swoje. Życie jest tak piękne, daje nam tyle możliwości. Pomimo tego, że czasem jest źle, to trzeba dostrzegać we wszystkim ksztę dobra. Może to i prawda, że w życiu piękne są tylko chwile. Ja jednak jestem optymistką i zamierzam cieszyć się najmniejszym dobrem, jakie mnie spotyka. Życie jest ... kruche. Wystarczy króciutka chwila, aby je zgasić. Szarpnięcie, pisk opon, rażące światło, krzyk, potworny ból, ciemność ... to właśnie widzę teraz w myślach. Jeden nieostrożny ruch, jedno odwrócenie wzroku, jedna sekunda nieuwagi, jedno istnienie mniej...
Nie wiem jak inni, ale ja wolę poświęcić 5 minut więcej na dotarcie do celu. Lepsze to niż śmierć, nieprawdaż?
Po jakimś czasie taksówka się zatrzymała, a ja z ulgą wysiadłam z pojazdu, wcześniej płacąc mężczyźnie. Ten z piskiem opon odjechał.
Nie myśląc już o całkiem dołujących rzeczach ruszyłam w stronę galerii. Delly wypatrzyłam bez problemu. Siedziała na ławce w różowych okularach, grając w coś na telefonie z zawziętą miną. Podeszłam więc do niej:
- Flappy bird? - zapytałam
- Taa.....szlag! ZNOWU ?! Nienawidzę tego ! Głupi telefon! Czemu ten debilny ptak nie podskoczył!!!! - zaczęła wrzeszczeć wymachując rękami na wszystkie strony
- Ryd. Wiesz że cię kocham, ale jak dalej pójdzie przestanę się do ciebie przyznawać i wyślę do schroniska. Chociaż ten hycel chyba mnie wyręczy - zaśmiałam się wskazując głową na faceta z wielką siatką, który z uwagą przyglądał się blondynce z miną "ciekawe ile za taką dostanę"
- HaHa - nieśmieszne - odparła niby naburmuszona
- Oj no choć już tu i nie gniewaj
Delly wstała i przytuliłyśmy się na powitanie. Hycel natomiast widocznie się zawiódł, bo zaczął gadać coś pod nosem i niezadowolony odszedł w przeciwnym kierunku.
My natomiast usiadłyśmy z powrotem na ławce. 
- Słuchaj Lau, muszę się streszczać. Za godzinę przychodzi ślusarz, żeby naprawić zamki co Riker z Rossem zapchali plasteliną, więc dziś nie pochodzimy po sklepach. Nie pozwolę, aby te małpy były same jak on przyjdzie. Przepraszam kochana, wiem jak się cieszyłaś na ten nasz wypad.
- Spoko - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
Tak naprawdę byłam bardzo zawiedziona. Od tygodni planowałyśmy z Rydel wspólny wypad...
- Mów jak to wygląda
Blondynka odetchnęła z ulgą. Od razu było widać, że zamartwiała się jak zareaguję. Założyła nogę na nogę i zaczęła:
- To tak. Nasz domek znajduje się daleko od najbliższego miasta. W promieniu 4 kilometrów nie ma żadnego innego budynku. To takie trochę..odludzie. Idealne, kiedy chce się odpocząć. Musisz wziąć ze sobą jakąś kurtkę, czapkę. Ogólnie zimowe ubrania. W końcu jedziemy w góry, co nie? Co by tu jeszcze ....
- Jest prąd? - przerwałam jej
- Jeszcze się pytasz? Może chatka jest na odludziu, ale to nie dziura! Pewnie, że jest prąd! - zaśmiałyśmy się
- Droga zajmie nam kilka godzin, a prowiant szykują chłopcy, więc nie musisz się o to martwić.
- Chłopcy? - zapytałam z niedowierzaniem
- Taaa...może jednak lepiej coś przygotuj i jeszcze ...
Nie dane mi było jednak dowiedzieć się "co jeszcze", gdyż blondynce zadzwonił telefon.

R: Dzień dobry. 
Jest pan wcześniej? 
Jak to nie chcą wpuścić pana do domu? 
Ale jaki kisiel?! 
Tak tak już jadę! 

- Laura przep..
- Tak tak wiem. Sprawa kiślowa. Leć już - zaśmiałam się
- Dziękuje - obdarzyła mnie wdzięcznym spojrzeniem.
Potem to tylko przytulas na pożegnanie i już jej nie było. Ech, a zapowiadał się taki piękny dzień! Ale mam jeszcze Van! Tak. Ona na pewno znajdzie dla mnie chwilkę. Wyjęłam więc telefon i wysłałam siostrze wiadomość:
"Przyjedź do galerii. Pójdziemy na zakupy! :D"
Już po minucie otrzymałam odpowiedź:
" Debilizm Lynchów zepsuł ci popołudnie z Rydel?"
Jak ona mnie dobrze zna
"Tak...:/"
"Dobra zaraz będę :)"
"Świetnie ! <3"
Jedną z wielu zalet mojej siostry jest to, że od razu odpisuje na SMS-y. Jestem też jej wdzięczna, że zgodziła się przyjść...mogłam nie mówić, że to popołudnie miałam spędzić z Delly...
Moje rozmyślania przerwała piłka, którą dostałam w głowę.
- Ojej przepraszam! - usłyszałam cieniutki głosik a po chwili ujrzałam przed sobą dwie dziewczynki:



- Nic ci nie jest? - zapytała pierwsza
- Nie...- zaczęłam masując obolałą głowę ręką
- Jak masz na imię? - przerwała mi ta druga
- Laura, al..
- A ja Sam!
- A ja Kim!
Ale rozgadane. To normalne??
- Czemu jesteście same? - zapytałam
- Nie jesteśmy same !
- O nie !
- Z nami jest Loguś!
- No właśnie!
- O patrz idzie tu !
- Na niego krzycz! On miał nas pilnować!!
Wtedy podszedł do nas chłopak, który był... przystojny. Ale na opiekuna do dzieci nie wyglądał.
- Krzycz na niego! To jego wina!
- Coście znowu zmalowały? - zapytał się chłopak.
Rany..co za głos. Taki pociągający.
- Ja nic!
- Bo piłka fiuuu!
- I wtedy w jej głowę bęc bęc !
- A ty wtedy tuuuuuuu!!
Mi się wydaje czy one są nienormalne??
- Ahaa. Macie tu kasę idźcie i kupcie sobie lody.
- Jeeeej!
- Jeeeeeeeej!
I pobiegły. Całe szczęście.
- Przepraszam za nie - odezwał się chłopak
- Nie ma za co - uśmiechnęłam się - To twoje siostry?
Brunet wybuchnął czarującym śmiechem
- Dzięki Bogu nie. Wnuczki sąsiadki. Spotkała mnie tutaj i poprosiła, żebym przypilnował przez jakiś czas te diabełki.
Teraz miałam dobrą okazję, żeby mu się przyjrzeć. Chłopak przestał się śmiać i wyciągnął z kieszeni papierosa. 


Normalnie nie toleruję palaczy, ale jemu dodawało to tylko uroku.
- A tak w ogóle. Logan jestem - rzucił. I znów ten uśmiech...
- Laura - odparłam.
Brunet bardzo mnie onieśmielał, ale dlaczego? W ogóle to cała ta sytuacja jest chora. Jakies dwie dziewczynki rzucają mi piłką w głowę, zachowując się jakby miały ADHD. Potem zjawia się brunet, ktory niezwykle mnie intryguje. Jednocześnie cały czas odczuwam dziwny niepokój, który kazuje mi od niego uciekać. Dziwne. Nagle na niedaleko nas pojawiła sie Van, skracając moją wewnętrzna walke z sama soba: uciekac czy zostac? Odetchnelam z ulga i zwrocilam sie do logana
- Muszę iść. Moja siostra po mnie przyszła. Milo bylo cie poznac - i ruszyłam przed siebie
- Zaczekaj! Zapomniałaś torebki..
Chłopak podał mi ją, a gdy nasze dłonie się spotkały poczułam dziwne pikanie w brzuchu. Czułam się jakby...winna?
- Dzięki rzuciłam i pobiegłam w stronę siostry.
- Mi tez bylo milo. Bardzo milo - dodał myśląc zapewne ze nie uslysze

~Rydel~
- Bardzo pana przepraszam naprawdę - tłumaczyłam się ślusarzowi - Rodzice nie mieli serca oddać ich do psychiatryka. Wie pan jak to jest.
- A pani wie jak to jest mieć zniszczony strój roboczy? Mógłbym pozwać was do sądu!
- Wiem jak to jest, ale zazwyczaj w takich sytuacjach to mi pomaga - odparłam wyciągając z kieszeni plik banknotów
Na twarzy mężczyzny od razu zawitał uśmiech.
- W takim razie chyba się dogadamy..
- Oczywiście.
Wymieniłam jeszcze z nim parę zdań, a potem poczekałam, aż zniknie mi z pola widzenia. Jeśli poleje się krew, to wolę aby nie było świadków...
Odjechał. Weszłam więc do domu zamykając za sobą drzwi na klucz.
- DO MNIEE WSZAWE GUMIOKI !!!!!!!
Już po sekundzie chłopcy stali przede mną w równym rzędzie.
- Co wam strzeliło do głowy, żeby oblewać ślusarza kiślem ??!!
- B-bo on jest taaki l-lepki i i-i... - jąkał się Rocky
- Dobra nieważne - przerwałam mu - Ile poszło? - zapytałam chowając twarz w dłonie
Chłopcy zaczęli wymieniać się zaniepokojonymi spojrzeniami
- Ile poszło - zapytałam groźnie unosząc głowę - No ile?!
- Wszystko..
- CO??!?!? - wydarłam się i byłam pewna że w moich oczach płonie ogień - MAM ROZUMIEĆ ŻE ZMARNOWALIŚCIE 50 WORECZKÓW KIŚLA???!!! MOJEGO KIŚLA!!!!!!??????
ZABIJĘ!!!!
Po tych słowach rzuciłam się na nich. Moi bracia uciekali w popłochu. W pewnym momencie Ell podbiegł do drzwi.
- Zamknięte ! - wykrzyknął panicznie szukając drogi ucieczki
- Tak. Nie uciekniecie stąd. To już wasz koniec! - wybuchnęłam demonicznym śmiechem i z ogromną satysfakcją papatrzyłam na chowających się po wszystkich kątach chłopców...

________________________________________________________________________
Witam C:
Znowu daawno mnie nie było :/
Zupełnie nie mam czasu ... i jeszcze konkursy...
Jedynym pocieszeniem dla mnie jest to, że mam pomysła ! :D
Wiem już co będzie się dalej działo.
Jak tylko chwilkę znajdę to dodam kolejny rozdział :3
A w sprawie konkursu. Przykro mi trochę, że nikt nie wziął w nim udziału :C
Trudno. Postać widocznie będę musiała wymyślić sama :(
Nervermind. Dziękuję wszystkim którzy czytają to, co piszę.
I tym co komentują (serio jak widzę te 7 miłych komków to automatycznie zaciesz :3)
Do napisania więc ^^

~Rose

poniedziałek, 8 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 10

~Ross~
Nasze usta dzieliły zaledwie milimetry. Czy ja tego chcę? Cholernie. Wpatrywałem się w jej piękne, brązowe oczka. Jedyne czego teraz pragnąłem to przyciągnąć ją do siebie i wpić się w te wyjątkowe usta, które powinny zupełnie do mnie należeć. Każda komórka mojego ciała tego pragnęła. I wtedy...zadzwonił mój telefon. Serio? Zabiję tego debila, który przeszkodził mi w takim momencie. Laura, gdy tylko usłyszała dzwonek mojej komórki odskoczyła ode mnie, wbiła wzrok w ziemię, a na jej policzkach zawitał rumieniec. Ona jest taka piękna, gdy się rumieni. Wygląda wtedy tak niewinnie, że mam ochotę objąć ją i nigdy nie puścić, aby żadne zło tego świata nie skrzywdziło tak niewinnej istoty.
-Umm...nie odbierzesz? - zapytała brunetka wciąż wpatrując się w ziemię
Pięknie. Pewnie wyglądałem jak jakiś debil. Telefon dzwoni a ja zamiast odebrać patrzę na dziewczynę jak ciele w namalowane wrota. Po prostu super.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, a w mojej głowie pojawiało się milion sposobów na uśmiercenie/zranienie osoby, która właśnie do mnie dzwoni. Na początek mógłbym wydłubać jej oczy krzywym patykiem, następnie...
- Odbierz już - powiedziała Laura teraz udając, że robi coś na telefonie
Teraz to na 90% ja spaliłem buraka. Jaki ze mnie @!#$%&  Nie dość, że najpierw jak niepełnosprawny umysłowo się na nią lumpię, to potem jeszcze nie potrafię odebrać komórki. Brawo Ross. Brawo.
Nie chcąc wyjść na jeszcze większego debila wcisnąłem zieloną słuchawkę
- Dzień dobry. Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Rossem Lynch?
``Dzięki tobie już nie taki dobry``- pomyślałem
- Tak. Przy telefonie. - odparłem oschle
- Dzwonię, aby potwiedzić pana obecność na spotkaniu w hotelu `Superior`...
- Niestety nie... - przerwałem jej
- Proszę dać mi skończyć. Odbędzie się pogadanka na temat niewłaściwego używania papieru toaletowego i o poważnych konsekwencjach, jakie niesie ze sobą nie spuszczanie deski po ...
- Do widzenia
- Ale otrzyma pan darmowy upominek w postaci szczotki do toalety !
Nie dając kobiecie nic więcej powiedzieć rozłączyłem się i wrzuciłem telefon do kieszeni. Pięknie. A więc straciłem szansę na pocałunek z Lau przez szczotkę do kibla? Serio? Ja to mam szczęście ...
- Rydel, Rocky i Ell wrócili już do domu - odezwała się brunetka po chwili uparcie wpatrując się w ekran telefonu
Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałem na swoją komórkę i przeczytałem wiadomość od Rikera po czym poinformowałem:
- Van i Rik też
W tym momencie po raz kolejny rozbrzmiał dzwonek komórki. Co oni tak się na raz uwzięli, no !
- Nie odbierzesz?
- Umm - zacząłem przeczesując ręką włosy - ale to twój telefon dzwoni
Laura w mgnieniu oka obróciła się do mnie tyłem i odebrała połączenie przychodzące. Mógłbym przysiąc, że na jej twarzy zauważyłem zmieszanie, a na policzkach, tak uwielbiany przeze mnie, rumieniec.
Po krótkiej chwili obróciła się znów do mnie teraz z zaciekawieniem oglądała swoje buty:
- Calum skręcił kostkę i Raini pojechała z nim do szpitala. Za chwilę dostanie wypis i pojadą do domu Caluma.
- Too - zacząłem - wracamy sami?
- T-tak ja-asne - wydukała
Zaraz po tym ruszyliśmy w stronę mieszkania dziewczyny. 
Było już po 18.00. Lampy uliczne świeciły słabym blaskiem, a delikatne promienie wesoło tańczyły na jej włosach. Teraz była jeszcze piękniejsza niż zwykle, o ile w ogóle jest to możliwe. Szliśmy w zupełnej ciszy. Nie wiedziałem czy powinienem się odezwać. Może milczenie będzie lepszym rozwiązaniem? A co jeśli Laura źle zinterpretuje moje zachowanie? Zacząłem się denerwować. A to do mnie takie niepodobne! Moją głowę zaprzątało wiele myśli. Co tak właściwie się stało? Prawie się pocałowaliśmy i to było ... super. Nawet bardzo. Nigdy wcześniej tak się nie czułem. Ale czy Lau czuje to samo? Myślałem o tym całą drogę i zanim się obejrzałem staliśmy pod jej domem. 
- To pa Ross - powiedziała - świetnie się dziś bawiłam.
Obdarzyła mnie swoim przepięknym uśmiechem. Na ten widok i na mojej twarzy zawitał uśmiech. Nagle dziewczyna podeszła do mnie, stanęła na palcach po czym delikatnie ucałowała mnie w policzek. Następnie szybko wbiegła do swojego mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Ja natomiast przyłożyłem dłoń do miejsca, w którym dotknęły mnie usta brunetki i jeszcze przez długi czas wpatrywałem się w drzwi, za którymi zniknęła Laura...


~Laura~
Nie wierzę! Ja ... zrobiłam to! A co jeśli on obrazi się? Może postąpiłam zbyt pochopnie? Wbiłam wzrok w podłogę i zaczęłam intensywnie myśleć. Czułam, jak bardzo rozgrzane są moje wargi po zetknięciu ze skórą blondyna. Nie wiem nawet ile tak stałam. W pewnym momencie do kuchni weszła Van
- Eee siostra? Nic ci nie jest?
- Umm...co?- spytałam wyrwana z transu
- Dobrze się czujesz? Stoisz i gapisz się w podłogę jak..
- Świetnie! - przerwałam jej być może zbyt entuzjastycznie.
Odpowiedziało mi zdziwione spojrzenie siostry. Taa...chyba lepiej się zmywać.
- DOBRANOC!! - wykrzyknęłam i pognałam jak torpeda na górę
W mgnieniu oka umyłam się i przebrałam w piżamę. Następnie wskoczyłam do łóżka i uświadomiłam sobie, że jest za wcześnie na spanie. To nic. Za to będę mogła zatopić się we własnych marzeniach...
Myślałam długo. Odtwarzałam w pamięci każdy detal Rossa. On jest taki ... idealny. Tak idealny, że to praktycznie nierealne. Zanim się obejrzałam zrobiło się całkiem ciemno. Zmęczona oddałam się w objęcia Morfeusza.
Tej nocy po raz pierwszy przyśnił mi się Ross Lynch 


________________________________________________________________________
Witam! :D
Po tej jakże długiej nieobecności przybywam z krótkim rozdziałem, 
który kupy mi się jakoś nie trzyma! JeJ!
Ale co poradzić: Jestę debilę i nic na to nie poradzę :3
Mam nadzieję, że wytrzymacie jakoś ze mną, hm? ;p
Całuski dla Was ! :P

~Rose


poniedziałek, 10 listopada 2014

ROZDZIAŁ 9

   Szliśmy ciągle się śmiejąc. Miny ludzi, którzy nas mijali - bezcenne. Po drodze zahaczyliśmy do domu Lynchów, a ja zadzwoniłam po Van. Po dziesięciu minutach wszyscy razem ruszyliśmy w stronę Wesołego Miasteczka. Szliśmy w zwartej grupie bo jak to mówią: "W kupie siła, w kupie moc, że rozerwie nawet sroc!" ( żeby nie było - tak się mówi naprawdę ^^). Nie wiem ile trwała nasza podróż. Bawiłam się tak dobrze, że mogłabym iść dalej. Jednak za jakiś czas naszym oczom ukazał się taki widok:



- Faktycznie fajne - odezwała się Van świecącymi oczkami wpatrując się w jeden punkt, a mianowicie...Tunel Miłości... ach ta moja siostrzyczka. Oczywiście Riker od razu podążył za wzrokiem Ness i teraz to jemu paczadełka się zaświeciły. Już ja dobrze wiem co się tu święci...
- To tak - w pewnym momencie rzucił nie kto inny jak Riker (oczywiście wciąż wpatrując się raz w Van, a raz w Tunel Miłości) - rozdzielamy się na grupy!
- A to niby czemu? Dlaczego mamy cię słuchać? - zapytała Rydel
- Booo - zaczął - Po pierwsze: jestem najmądrzejszy - tu wszyscy zaczęli się śmiać
Jednak niezrażony Riker kontynuował:
- Po drugie: jestem najstarszy, a po trzecie: jest nas dziewięcioro, a tu jest straszny tłok. Wątpię, aby udało nam się znaleźć atrakcję z wolnymi dziewięcioma miejscami.
Z tym niechętnie wszyscy musieliśmy się zgodzić. 
- TO JA CHCĘ Z ELLEM ! - wydarł się Rocky łapiąc przyjaciela za ramię i ciągnąc za sobą.
- Tych dwóch debili razem w takim miejscu = katastrofa + konieczność opłacenia naprawy zepsutych atrakcji. Lepiej pójdę z nimi. - odezwała się Delly
I nim zdążyłam się obejrzeć już ich nie było. Świetnie. Po prostu super. To ja chciałam być z Rydel! Ugh. Dobrze, że mam jeszcze Van. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu siostry, lecz ona była już daleko od nas. Z Rikerem. Zdrajczycielka! 
- To idziemy razem? - zapytała Raini - No przecież! Raini! Jak dobrze, że ona jest!
Tym oto sposobem ja, ciemnowłosa, rudzielec i blondasek ruszyliśmy w poszukiwaniu czegoś dla siebie. Po niecałych pięciu minutach Calum zaproponował samochodziki. Wszyscy ochoczo się zgodziliśmy i czym prędzej zaczęliśmy się ścigać do wspomnianej wcześniej atrakcji. A co okazało się na miejscu? Zostały dwa ostatnie miejsca i gdy ja chciałam jakoś sprawiedliwie ustalić kto je zamie, Raini i Calum wewalili się do środka i pokazali nam języki. UGH! Kobyły przebrzydłe!
- To co robimy? - zapytał Ross
- No nie wiem, prowadź.
Tak więc ruszyliśmy. Szliśmy i szliśmy, a co jakiś czas mijały nas zakochane pary. Ach ta przebrzydła miłość! Gdzie ten cholerny książę na swoim zasranym koniku, który swym uczuciem zburzy ten wstrętny mur mej szarej codzienności?! No gdzie?!
Okej Lau "Calm down". Kiedyś przyjedzie, a ty nie wyrażasz się tak brzydko. Tak nie przystoi - uspokajałam się w myślach.
- Coś się stało? - zapytał mój towarzysz
- Hmm? - spytałam nieprzytomna
- Pytam czy coś się stało. Wyglądasz jakbyś chciała kogoś zamordować. - odparł roześmiany
- Nie nie. Tak tylko.
- WoW ! Pacz na to !
- Co? - nakręcona zaczęłam rozglądać się dookoła, spodziewając się zobaczyć coś w rodzaju małego kociaka w przebraniu słodziaśnej pandy.
- To najlepszy Dom Strachu jaki widziałem! 
Och...więc to tylko to? Ale zawód
- Patrz jest tam - wskazał mi palcem
Spojrzałam więc "tam" i mnie zamurowało. Ooo nie. Nie nie nie nie nie nie.



Tylko nie to. niech on tam nie chce iść. Wszystko tylko nie to !
- Chodźmy tam! - rzucił wesoło i pociągnął mnie za sobą.
W mojej głowie pojawiało się milion wymówek na sekundę. Żadna dość dobra.
- Umm...a może pójdziemy gdzie indziej? - zapytałam starając się robić jak najsłodszą minkę
- A może nie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Stanęłam w miejscu.
- Na prawdę Ross. Chodźmy na lody co?
- Hmm...czy ktoś tutaj się boi?
- Cooooo? Nie. Skądże znowu... cóż to za niezrozumiały pomysł! H-he-he - taaak. Kłamanie nie jest moją mocną stroną.
- Boisz się.
- Pfff. Nieee?
- Boisz.
- Nie! - teraz to mnie zaczyna wnerwiać
- Laura się boi! Na na nana na! - i jeszcze mi będzie tu podśpiewywał!
- NIE !
- Udowodnij !
- To chodźmy tam! Proszę bardzo!
- Chodźmy!
- Świetnie!
- No właśnie świetnie! - krzyknął zadowolony z siebie.
Ja natomiast dumnie uniosłam głowę do góry i ruszyłam przed siebie. Boże...jak łatwo mnie sprowokować... ja tego nie przeżyję.

Tymczasem u naszych gołąbeczków...
~Vanessa~
Moje serce dziwnie szybko biło. Co chwilkę spoglądałam dyskretnie na blondyna.
- Dokąd idziemy? - spytałam w końcu
Chłopak zastanawiał się nad swoją odpowiedzią. Wyglądał, jakby obmyślał jakiś plan...
- Sam nie wiem - rzucił po chwili - Wybierzmy się na piątą atrakcję, którą miniemy. Co ty na to?
Momentalnie posmutniałam. Ale czego mogłam się w sumie spodziewać. Że zabierze mnie do Tunelu Miłości i razem odjedziemy ku zachodzącemu słońcu? Idiotka ze mnie. On nawet się mną nie interesuje a co dopiero ... ech.
No więc liczyliśmy te atrakcje. Diabelski młyn, Filiżanki, Twister, Samoloty, Tunel Miłości, Kolejk... Zaraz zaraz. Już było pięć! Tunel Miłości!
- Och spójrz co za zbieg okoliczności - próbował udawać zdumionego. 
No cóż...nie wyszło mu. Specjalnie to zrobił! Moje kocha...aaaa ram zam zam ! Tak sobie tylko śpiewam, a co? Niewolno?
Nie doczekawszy się żadnego odzewu z mojej strony zmieszany przeczesał dłonią włosy i powiedział:
- Eee...znaczy jeśli nie chcesz to...
- Ależ chcę ! - krzyknęłam chyba za głośno
Riker jednak tylko się uśmiechnął, po czym podeszliśmy do kasy zakupić bilety. Ja nie płaciłam, bo blondyn zafundował mi bilet. Słodziak.
Gdy zobaczyłam, jak będzie wyglądać nasza trasa...szczęka mi opadła. Weszliśmy do ogromnej hali. Spodziewałam się czegoś w stylu dróżki z kwiatów czy coś a tu :




Właśnie tak wyglądał nasz środek transportu. Nie mam pojęcia, jak osiągnęli efekt księżyca na suficie i pięknego nieba na ścianach. To nieważne. Ważne jaki był efekt końcowy. Cudowny.
Przez środek pomieszczenia płynęła rzeka, która po chwili chowała się w tunelu w kształcie serca. Ciekawe jak długim? Brzegi rzeki natomiast były otoczone poprzez cudowne drzewa i krzewy. A łódka była dość wąska...
- Coś mała ta łódeczka - rzuciłam gdy sadowiliśmy się wewnątrz "łabędzia"
- Mi to nie przeszkadza - odparł ciepło i obdarował mnie tak boskim uśmiechem, że przeszły mnie przyjemne dreszcze, a na twarzy zawitał rumieniec.
Po chwili ruszyliśmy. Delikatnie przysunęłam się do blondyna, a ten niepewnie objął mnie ramieniem. To takie urocze. Widząc, że ma bliskość mu nie przeszkadza przysunęłam się jeszcze bliżej i oparłam swą głowę na jego ramieniu. Krótko po tym wjechaliśmy w nieoświetlony tunel ...

A teraz zaglądnijmy do naszego ukochanego trio
~Rydel~
Czuję się jak matka. Naprawdę. Idę sobie, a koło mnie biegają rozwrzeszczane dzieci - Ell i Rocky. 
- Delly Delly Delly ! - zaczyna się...
- Co znowu? - spytałam już znudzona ich ciągłym marudzeniem
- Weź nas na kolejkę!
Czemu nie pójdą sami?! Te jedne !@$#%^@%^!. Gdybym nie obawiała się, że rozwalą całe wesołe miasteczko, bawiłabym się z dziewczynami. Nawet wydrzeć się na nich nie mogę bo się rozpłaczą i będzie wstyd. Aa!
- Już idziemy - odparłam zaciskając zęby
- Yaay ! - krzyczeli biegając w kółko
Podeszłam więc do kasy. Ciepłym uśmiechem przywitał mnie pan w podeszłym wieku.
- Dzień dobry - przywitałam się - poproszę trzy bilety na tę kolejkę.
- Dobrze...ale dla kogo? - zapytał marszcząc brwi
Nie za bardzo wiedząc o co mu chodzi wskazałam ręką na siebie i chłopaków, którzy aktualnie obwąchiwali hydrant.
- Bardzo mi przykro, ale nie wpuszczamy dzieci. Może pani sama skorzystać z atrakcji.
Na te słowa wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- D-dziękuje al-le nie m-mogę ich zostawić sa-amych - dukałam przez śmiech - Jeszcze mi się maluchy p-pogubią.
Mężczyzna tylko wzruszył ramieniami, a ja podeszłam do moich "dzieciaczków"
- Cio się stało Delly? - zapytał Rocky
- Niestety nie pójdziemy na kolejkę
Odpowiedział mi płacz chłopaków.
- Już już, cichutko - próbowałam ich uspokoić. Bezskutecznie. - Jak będziecie grzeczni to kupię wam nutellę! O! Tu macie kase!
- TAAK! - wydarli się, wyszarpali ode mnie pieniądze i pobiegli w nieznanym mi kierunku
- A wy dokąd się wybieracie? - zapytałam
- Do spożywczaka! Po nutellę!!
Zaraz po tym znikli mi z oczu. Szkoda tylko, że nie wiedzą gdzie jest sklep spożywczy. Te debile się zgubią. Westchnęłam cichutko i wysłałam do Laury SMS-a, że razem z Ellem i Rockym wrócimy wcześniej do domu. Następnie pobiegłam za moimi maluszkami.

~Laura~
Teraz wiem na pewno. To najgorsza decyzja jaką podjęłam w moim calutkim życiu. Z zewnątrz Dom Strachu wyglądał okropnie. W środku było o wiele gorzej. Czarne ściany spryskane czerwoną farbą, która doskonale imitowała krew. Okna zabite deskami. Wszystko w pajęczynach. Jedynym źródłem światła było kilka świeczek. Na ziemi leżały manekiny bez głów lub z wydrapanymi oczami. Ewentualnie z rozprutymi brzuchami i wnętrznościami na wierzchu. Po całym budynku natomiast chodzili ludzie przebrani za zombie. Charakteryzacja idealna. Jeśli było się nie uważnym, zombiak podchodził i gryzł w rękę. Okropność. Reakcja Rossa - "WoW! Odjazd!" Moja reakcja - "Fuu zaraz się porzygam" (oczywiście nie powiedziałam tego na głos; jeszcze by pomyślał że się boję; Phi)
Czekaliśmy na swoją kolej. W pewnym momencie moją uwagę przykuła para, która właśnie wychodziła z atrakcji. Dziewczyna miała przerażoną minę, ledwie stała na nogach i cała się trzęsła. Chłopak śmiał się w najlepsze i obejmował ją ramieniem. Taaa. Po skończonym przejeździe będziemy wyglądać tak samo...no znaczy bez tego obejmowania.
- Idziesz? - zapytał Ross
- Taaa
No więc poszliśmy. I od razu wszystko mi się nie podobało. Wagonik, w którym mieliśmy jechać, był za mały. Siedząc stykaliśmy się rękami. Do tego nie wolno mi krzyczeć. Przecież potem Ross opowie o tym całej paczce, że się bałam i będą się ze mnie wyśmiewać. Pięknie! Niedługo po moich rozmyślaniach ruszyliśmy. Szczerze? Nie pamiętam przebiegu trasy. Zaraz po tym jak przed wagonik wyskoczył szkielet z resztkami mięsa na żebrach, a z sufitu spadły na nas pająki zamknęłam oczy i wtuliłam się w coś. Nawet nie wiem co. "Przejażdżka" dłużyła mi się niemiłosiernie. Jednak po jakimś czasie przestałam odczuwać na twarzy podmuch wiatru, a pod głową poczułam lekkie drganie. Powoli otworzyłam oczy. To Ross delikatnie się śmiał. A ja...ja byłam w niego wtulona. Gdy tylko uświadomiłam sobie co robię jak oparzona wyskoczyłam z wagoniku, wbiłam wzrok w ziemię i oblałam się rumieńcem. Następnie ruszyłam w stronę wyjścia.
- Co robimy teraz? - zapytał mój towarzysz doganiając mnie
Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Nie zamierzał wyśmiewać się z mojego zachowania. Uff. Jednak zanim zdążyłam coś odpowiedzieć dodał:
- Masz pająka we włosach
Następnie chłopak przybliżył się do mnie i delikatnie wyplątał stworzonko z moich włosów. Byliśmy naprawdę blisko. Nie mogłam nic powiedzieć. Zupełnie jakbym zapomniała jak się mówi. Wpatrywałam się jedynie w czekoladowe oczka Rossa. Chłopak nie pozostał mi dłużny i utkwił swój wzrok w moich paczadłach. Staliśmy tak wpatrując się w siebie. Wydawało mi się, że blondyn delikatnie się do mnie przysunął. Zrobiłam to samo. Po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. I wtedy stało się coś, o czym jeszcze nie dawno bym nie pomyślała...

________________________________________________________________________
Szemka :3
Witam Was serdecznie i dziękuje z całego serduszka:
- Klaudi Yeah
- Tinsley ♥
- Tulii Marano
- Anonimkowi
- Słodkiej Czekoladce
- Karci Lynch
- Patce Cher
Jak zobaczyłam tyle komów to padłam. Naprawdę! 
Byłam pewna, że już Was tu nie będzie po długim okresie bez rozdziałów! A jednak!
Jesteście wspaniali ^-^
Pozdrowionka
~Rose

środa, 29 października 2014

ROZDZIAŁ 8

~Laura~
   Jeju. Jak ten czas szybko leci. Wydaje mi się, że jeszcze wczoraj byłam tu pierwszy raz i zaczynałam pracę na planie serialu "Austin&Ally". Tymczasem nagrywamy już ósmy odcinek drugiego sezonu! Niesamowite!
   Swoją drogą jestem strasznie podekscytowana. W serialu pojawiła się nowa postać - Kira. Austin będzie "zabiegać o jej względy". Ja kocham miłość i takie wątki na planie to dla mnie prawdziwa frajda i jeszcze ...
- Ziemia do Laaauryyy! - krzyknęła Raini tak głośno, że aż podskoczyłam na krześle po czym upadłam na ziemię. Stołek, na którym siedziałam, przewrócił się i uderzył w kwietnik, który z kolei popchnął komodę, na której stał wazon z kwiatami. Tym oto sposobem moja przyjaciółka siedząca koło komody na sofie była calutka w wodzie spod kwiatków.
- Haha ! - zaśmiałam się - Dobrze ci tak !
- Czekaj ty ... - wysyczała z przymrużonymi oczami - Ja ci pokażę! Tylko znajdę łom !
- AAA ! RAINI ! JAK TY WYGLĄDASZ ?! ZARAZ WCHODZISZ NA PLAN ! - zaczęła krzyczeć nasza makijażystka - Sue, która nie wiem skąd pojawiła się w pokoju. Za bardzo wczuwa się w swoją pracę. Zresztą ona jest chyba trochę nie ten teges. Niektórzy mówią na nią: "Szalona Sue". Ponoć kiedyś zabiegała o rolę w spektaklu teatralnym, jednak została odrzucona i mocno skrytykowana przez reżysera. Kilka dni po tym wydarzeniu zdarzył się wypadek, w którym (o dziwo) zginęli sam reżyser oraz dziewczyna, która dostała rolę zamiast Sue. Najdziwniejsze jest to że stłuczka (był to wypadek samochodowy) nie była tak poważna i żadne z nich nie powinno odnieść większych obrażeń. Po paru tygodniach sprawa ucichła, a Sue - chcąc mieć styczność z aktorstwem - została makijażystką. Nikt nie wie, czemu nigdy nie wróciła do teatru, nie chciała ponownie spróbować. Wszystko wydawałoby się być całkiem normalne, lecz od tamtego wypadku krążą plotki, że to Sue z zawiści zamordowała reżysera i dziewczynę i upozorowała wypadek. Nie wieżę w te wszystkie plotki, ale nie utrzymuję także bliższych kontaktów z Sue. Takie przeczucie.
- Ale bo ja ... - ciemnowłosa zaczęła się tłumaczyć
- DOŚĆ! Cicho i szybko do swojej garderoby ! W TYM MOMENCIE !
Niczego więcej nie musiała mówić, bo Raini z prędkością światła wybiegła z pomieszczenia. Sue natomiast bez słowa odwróciła się i wyszła.
Dobra, ale i ja się muszę zbierać.
W tym momencie do mojej garderoby zza drzwi zajrzała blond czupryna w uroczym nieładzie.
- Gotowa? - zapytał Ross
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie wiem czemu. On po prostu tak na mnie działa.
- Jasne. Możemy iść - odparłam i ruszyłam z blondynem w stronę planu.
Cała droga ( ta...dwie minuty to bardzo długa droga) minęła nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Śmialiśmy się i plotkowaliśmy. Zresztą jak zawsze.
Następnie nadeszła pora kręcenia. Wszystko przebiegało dobrze, bez żadnych komplikacji. Do czasu. Nadeszła scena w której Ally pokazuje Austinowi jak powinna wyglądać idealna randka. I ... co zresztą jest chore, ja ... poczułam się dokładnie jak Ally. Zupełnie tak, jakbym naprawdę była tą postacią. Gdy usiedliśmy koło siebie szybsze bicie serca. Gdy spojrzał mi w oczy, lekkie dreszcze. Gdy objął mnie ramieniem ... tysiące pięknych motylków, które .... rany. Czy ja ... ? Czy to możliwe, że ...? Chyba tak ... Koniec z oszukiwaniem się. Ja ... jestem naprawdę GENIALNĄ aktorką ! (no co xD)
Po skończonej pracy wraz z Rossem, Calumem i Raini ruszyliśmy w stronę wesołego miasteczka.

________________________________________________________________________
Huraaaa!!!!! 
Mam coś! Nareszcie! Krótkie to to i nijakie ale jest !
Moja wymówka - sytuacja taka jak dużej ilości bloggerek. Trzecia gimnazjum.
Bo nie ma to jak ciągłe sprawdziany, kartkówki, przygotowanie do bierzmowania i próbne testy co miesiąc! YaY ! -,-
Mam nadzieję, że choć jedna dobra duszyczka wytrwała i dalej będzie czytać.
Hop hop ! Jest tu ktoś?
( oby .. )
^^
~ Rose

niedziela, 28 września 2014

ROZDZIAŁ 7

~Laura~

   Gdy tylko przekroczyłam próg mojego domu, poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Niezwłocznie wzięłam go do ręki i odebrałam połączenie przychodzące.

R: Hej Laura!
L: No cześć.
R: Przeszłabyś się ze mną na karaoke?
L: Pewnie! To świetny pomysł!
R: Ekstra. Tylko...jest mały problem.
L: Mianowicie?
R: Te małpy wszawe usłyszały jak prosiłam Rikera, czyli tego najstarszego, o pożyczenie samochodu. No i uparli się, że też pójdą. Czy to nie będzie problem?
L: Nie no co ty. Pójdziemy wszyscy razem. 
R: A może weźmiesz też ze sobą swoją siostrę? Bardzo chciałabym ją poznać.
L: Jeśli jeszcze jest w domu, to przyjdziemy razem. Więc gdzie się spotkamy?
R: Może na miejscu? Ulica Brookstreet 12? O 16.00?
L: Świetnie! To widzimy się na miejscu?
R: Widzimy się! Pa Laura!
L: Pa Delly!

   Po skończonej rozmowie rozłączyłam się i rzuciłam telefon na sofę, po czym z prędkością światła wybiegłam na górę. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że Van jest u siebie. Lubię całą rodzinkę Lynchów, ale z siostrą będzie mi o wiele raźniej. Jednak po chwilce mój entuzjazm opadł. Ness szykowała się do wyjścia.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam, choć byłam na 100% pewna, co odpowie
- Umówiłam się z Avanem - rzuciła pociągając usta szminką
- A nie mogłabyś tego przełożyć?
- Nie
- Ale Van, bo chodzi o to...
- Słuchaj. Nie zmienię planów. Avan wyjeżdża za trzy dni i chcę się nim nacieszyć. Jeszcze może się okazać, że to nasze ostatnie spotkanie przed jego powrotem to Chicago - ciągnęła - a ja chcę mu dziś powiedzieć o tym, że dostałam rolę. Po prostu muszę zobaczyć jego minę. Będzie miał sławną dziewczynę!
- To czemu nie poinformowałaś go wcześniej?
Popatrzyła na mnie z miną: "Ty nic o życiu nie wiesz" i jakby to było oczywiste odparła:
- Czekałam na odpowiedni moment.
- Tooo...gdzie się wybieracie?
- Do klubu karaoke
Po tych słowach w mojej głowie zaiskrzył promyczek nadziei.
- Hm. Czyżby na ulicy Brookstreet 12?
- Ta, a co?
Tu opowiedziałam jej co i jak. Cieszyłam się, bo Avan łatwo nawiązuje nowe znajomości. Nie będzie miał więc nic przeciwko dosiadnięciu się z Van do mnie i Lynchów.
- No nie ważne. Jak wyglądam? - zapytała obracając się parę razy w koło.
- Genialnie ! - odparłam szczerze. Naprawdę w tym stroju wyglądała zjawiskowo.



- Ach dziękuje. Ty lepiej też już zmykaj się przygotować. Nie chcę się spóźnić na randkę z Avanem.
Nie słuchając dalszego ględzenia siostry pobiegłam do siebie. Szybko poprawiłam fryzurę oraz makijaż i ubrałam się w taki strój:



Wychodząc spojrzałam do lusterka. "Nieźle" - pomyślałam i pognałam na dół do Van, która czekała na mnie już w samochodzie.



***


Po około 10 minutach byłyśmy na miejscu. Lynchów jeszcze nie było. Podobnie jak Avana.
Zajęłyśmy więc z Van największy stolik jaki był i czekałyśmy.
- Masz już któregoś z nich na oku? - w pewnym momencie zapytała Vanessa
- Co? - nie miałam pojęcia o co chodzi
- No chłopaka
- Ness poproszę jaśniej. Jakiego chłopaka?
- No jednego z tych Lanchów.
- Lynchów - poprawiłam ją
- Oj wiesz o co chodzi. Przystojni są?
- Sama się przekonasz - mówiłam wymijająco. Wiem, że Van tego nie lubi. Ja za to lubię się z nią drażnić.
- Ej no weź! - prawie krzyknęła
- No dobra dobra - zaśmiałam się - Wszyscy są przystojni.
- Bardzo? - zapytała z śmiertelnie poważną miną
- Nieziemsko - patrzyłyśmy chwilę sobie w oczy po czym zaczęłyśmy się śmiać
- Ale jeden to raczej wiekowo dla ciebie - dodałam z udawanym smutkiem
- Ja mam Avana
- Avan i Avan. W kółko tylko Avan.
- Nie lubisz go?
- Jest spoko, tylko martwię się, że za bardzo się angażujesz. Uważaj, aby cię nie zranił.
- Ja się za bardzo angażuję? Gdzie ty masz oczy? A tak w ogóle to zeszłaś z tematu. Mów o chłopakach.
- Niech ci będzie. Potem jest rok ode mnie starszy - Rocky. Miły i uroczy, ale jak dla mnie trochę za bardzo szalony. Następnie ... Ross.
- ... Ross ...
- Noooo...coś z tym imieniem nie tak?
- Nie tylko powiedziałaś to tak ... no tak jakbyś go miała na oku siosta!
- Pff spadaj i nie gadaj !
- Ale się tak nie denerwuj. Opisz mi go proszę.
W mojej głowie pojawiło się mnóstwo określeń. Piękny, idealny, grecki bóg, kochany, uroczy, słodki...
- Jest miły
- Tylko tyle?
- No tak.  - skłamałam - A i razem gramy w serialu.
- To fajn...zaraz, CO?!
- No w seria...aaa ty nie wiesz! A więc Van, uroczyście ci ogłaszam, że dostałam rolę w serialu! I to główną!
- Boże siostra jestem taka dumna ! - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Chwilkę się tuliłyśmy, a potem wróciłyśmy do gadki szmatki. Tym razem o pogodzie. W pewnym momencie do stolika podeszła grupka osób.
- Przepraszam, czy tu wolne? - zapytała dziewczyna
- Pewnie - rzuciłam
Po chwili na mojej twarzy, jak i na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech.
- Cześć Rydel
- Hej Lau
Tu się przytuliłyśmy. Gdy oderwałam się od blondynki zobaczyłam, że wszyscy chłopcy (czyli Riker, Rocky, Ross i Ell) stoją z otartymi ramionami i zamkniętymi paczadłami, czekając na misia. Przewróciłam więc tylko oczkami i przytuliłam każdego z osobna. Po skończonej czynności przedstawiłam im Van na co oni, ku zdziwieniu Ness ustawili się w taki sam rządek jak poprzednio. Vanessa troszkę zmieszana przytuliła każdego po czym usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.
Gadaliśmy o wszystkim ciągle się śmiejąc. Jednak moja siostra nie bawiła się tak dobrze jak reszta. Co chwilę nerwowo rozglądała się po pomieszczeniu. Wiedziałam o co chodzi. Avan się spóźniał. I to porządnie.
Nagle wzrok Van utknął w kącie sali. Spoglądnęłam więc tam i wtedy go zobaczyłam. Stał i obściskiwał się z jakąś dziewczyną.
- Van mogę cię na chwilkę prosić? - zapytałam wyrywając siostrę z zamyślenia
- Uhmm...tak p-pewnie - wyszeptała cichutko ze spuszczonym wzrokiem
W tym samym momencie, gdy wstawałyśmy, ta lalunia Avana skierowała się do toalety. Tym lepiej dla niej. Gdyby została wydłubałabym jej oczy. Już miałam coś powiedzieć do Ness, ale jej ... nie było. Avana też. Dopiero po chwili spostrzegłam ich po drugiej stronie sali. Podbiegłam więc do nich. Pierwszym co mnie zaniepokoiło była zmiana jaka zaszła w Van. Taak moja siorka to udana sztuka jest, nie ma co. W jednej chwili z niewinnej istotki potrafi się zamienić w maszynę do zabijania. Dosłownie. Lepiej może kazać temu dupkowi wiać? Pff. Zasłużył na cierpienie. Gdy byłam dość blisko "pary" usłyszałam końcówkę rozmowy:
- Powiesz mi łaskawie czemu? - warknęła Ness
- Bo ty to takie nic nie znaczące coś jesteś. Może i masz ładną buźkę ale zero FAME! Kapiszszi? Nie sławne zero. Nie masz przyszłości i tyle, a Kotya ma przyszłość. Jest modelką. I nawet śpiewa! A ty co? Zmarnowałem przez ciebie rok życia.
I tu popełnił błąd. Nigdy nie obraża się Vanessy Marano. Teraz to się rozkręciła. Uśmiechnęła się słodko i powiedziała:
- Skąd wytrzasnęła takie imię? Z rynsztoka? Kotara brzmiałoby sto razy lepiej. Modelki są puste, ale widocznie ona i twoja pusta głowa to idealne połączenie głupiej i głupszego. A śpiewać, to potrafi każdy.
- Ta? To czemu TY nie potrafisz? - odparł, chociaż było widać, że mały chłopczyk się zmieszał...debil.
- Kto ma ochotę wystąpić teraz? - zapytał mężczyzna z głośników - Śpiewać każdy może! 
- HA! Jaki miły zbieg okoliczności! Idź tam i śpiewaj! - krzyknął głośno Avan pewny swego zwycięstwa
- Jak sobie życzysz - odparła Van z chytrym uśmieszkiem. - Lau - odwróciła się do mnie - Zrobisz mi chórki?
- Jasne - odparłam i skierowałam się w stronę sceny.
Nagle podbiegła do nas Rydel. 
- O co chodzi? - zapytała - Martwimy się o was.
Spojrzałam na nasz stolik. Faktycznie. Nie tyle oni, co cała sala gapiła się na nas jakbyśmy występowali w jakiejś telenoweli. W sumie to nasza "para" dość głośno krzyczała.
- Śpiewasz Rydel? - ni z tego ni z owego zapytała Ness
- Ja...trochę, może. A co?
- Też mi pomożesz - rzuciła tylko i pociągnęła nas za ręce
Po chwili stałyśmy na scenie, a z głośników zaczęła lecieć muzyka...:

(Vanessa)
Am I supposed to put my life on hold
because you don't know how to act
and you don't know where your life is going
Am I supposed to be torn apart, broken hearted, in a corner crying?
Pardon me if I don't show it
I don't care if I never see you again
I'll be alright
Take this final piece of advice and get yourself together,
but either way baby, I'm gone

(Wtedy dołączyłam się z Rydel)
I'm so over it, I've been there and back
Changed all my numbers and just in case you're wondering
I got that new
I'm a single girl swag
Got me with my girls and we're singin' it...... Sing!
na na na na, na na na na
hey hey hey
goodbye
na na na na hey, na na na na hey,
hey hey hey
goodbye

(Vanessa)

Cut my hair 'cuz it reminded me of you
I know you like the long 'do,
had to switch my attitude up
Thinkin' of changing up how I ride, No more
on the passenger side
too bad you miss out on the way that I drive it
I don't care if I never see you again
I'll be alright
Take this final piece of advice and get yourself together,
but either way baby, I'm gone

(i znów razem)
I'm so over it, I've been there and back
Changed all my numbers and just in case you're wondering
I got that new
I'm a single girl swag
Got me with my girls and we're singin' it...sing!
na na na na, na na na na
hey hey hey
goodbye
na na na na hey, na na na na hey,
hey hey hey
goodbye
hey hey, hey hey hey
goodbye

Kiedy skończyłyśmy cała sala zagrzmiała wiwatami. Spojrzałam na Avana. Miał całą czerwoną gębę i zaciśnięte szczęki. Haha frajer! Van zarzuciła włosy do tyłu i dumnie zeszła ze sceny. Podeszła do chłopaka i walnęła go z pięści w twarz. On zatoczył się tylko i runął na ziemię, a moja siostra wyszła z lokalu z uniesioną głową. Cała sala oszalała. Wiwatom i śmiechom z tego debila nie było końca. Zbliżyłam się więc do naszego stolika i zobaczyłam, że Riker ze świecącymi oczami wpatruje się w drzwi za którymi zniknęła Ness...


***

Jeszcze chwilkę posiedziałam z Lynchami. Chłopcy się wygłupiali, a ja i Rydel śmiałyśmy się z nich. W ten o to sposób czas bardzo szybko mi minął i zanim się oglądnęłam było już po 21. Pożegnałam się więc z nowymi znajomymi (oczywiście przytulasem) i wróciłam do domu. Drzwi były otwarte, więc Van już w domu. Zdziwiłam się jednak, że w mieszkaniu nie pali się żadne światło. Skierowałam się więc w stronę schodów i wyszłam na górę. Uchyliłam drzwi do pokoju Ness i włączyłam światło. Wtedy ją zobaczyłam. Siedziała na łóżku z czerwonymi oczami i kartką w ręce. To było do niej nie podobne. Van nigdy nie płakała. Nigdy. Między innymi za to ją podziwiam. Podeszłam więc do niej, usiadłam na jej łóżku i przytuliłam:
- Van - zaczęłam - on nie jest tego wart. To po prostu niedorobione dziecko...
- Ty myślisz, że o tego dupka mi chodzi? - przerwała mi - Co to to nie. Vanessa Marona nigdy nie uroni łzy przez chłopaka!
- To o co chodzi?
- Rodzice przysłali list...
Po tych słowach moje oczy się zaświeciły. Tak dawno się nie odzywali! Gdy tylko jednak Van spojrzała na mnie mój entuzjazm opadł. No tak - ona przez ten list płacze. Czy coś im się stało? Moje serce zaczęło bić jak szalone.
- Co im się stało? - zapytałam drżącym z nerwów głosem
Ness bez słowa podała mi kartkę i wyszła z pokoju. Okazało się, że to nie list. Raczej informacja? Nie zwlekając zaczęłam czytać:



Vanessa. Ja i ojciec coś zdecydowaliśmy. Nie wracamy do domu.
Tu jest nam lepiej. Bez was.
Myśleliśmy nad tym od dłuższego czasu. Teraz kiedy jesteś pełnoletnia, możemy to zrobić bez żadnych konsekwencji. Od teraz jesteś prawnym opiekunem Laury. Twój podpis jest podrobiny, o dokumenty się nie martw.
Czemu to zrobiliśmy? To proste.
Tu się żyje lepiej. Nie mamy z ojcem żadnych zobowiązań. Robimy co chcemy i kiedy chcemy. Byłybyście nam tylko kulą u nogi.
Nie chcemy mieć nikogo na głowie, chociaż kto wie, może za kilka lat zdecydujemy się na adopcję lub postaramy się o własne dziecko.
Nie próbujcie nas szukać. Zmieniliśmy numery, adres i nazwisko. Wy dla nas już nie istniejecie.
W Chicago nie ma już po nas śladu. Zabraliśmy wszystkie swoje rzeczy, gdy was nie było. Ojciec postarał się, aby nigdzie nie znaleziono naszych danych lub dokumentów. Ma znajomości.
Na koniec powiem to, co chciałam wam już dawno powiedzieć.
Z wszystkich moich porażek życiowych, wy dwie jesteście największymi.


Gapiłam się na tekst myśląc, że to jakiś słaby żart. Serce, które jeszcze przed chwilą biło jak oszalałe w obawie przed rodzicami, teraz prawie całkiem stanęło. "To kiepski żart" powtarzałam w kółko chcąc samą siebie o tym przekonać. Mój rozum jednak wiedział jaka jest prawda. Wyparli się nas. Zostawili. Porzucili. Potraktowali jak zabawki. Nawet nie zauważyłam, gdy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wszystkie części ciała odmówiły mi posłuszeństwa. Siedziałam i gapiłam się w kartkę, na której pod wpływem mych łez zaczął rozmazywać się atrament. Wszystko przestało istnieć. Świat stał się czarną dziurą. Czułam się,  jakby ktoś rozcinał moje serce tępym nożem. Powoli i dokładnie. Ostatni raz zaczerpnęłam powietrza, a potem ogarnęła mnie ciemność.


***

- Laura! O mój Boże Laura! Obudź się! - takie krzyki mnie wybudziły
Pierwszym co zobaczyłam była przestraszona twarz Van. Momentalnie zrobiło mi się głupio. Ona musi się mną teraz opiekować, utrzymywać nas obie, a na dodatek dziś straciła chłopaka. Ja natomiast nie mam nic na głowie i mdleje z byle powodu. Brawo Laura.
- Nie strasz mnie już tak nigdy więcej - wyszeptała Ness tuląc mnie do siebie - Nigdy
- Przepraszam Van, ja ... - tu głos mi się załamał i znów zaczęłam płakać.
To było ode mnie silniejsze. Ale ze mnie cholerna egoistka.
- Już dobrze maleńka - mówiła matczynym głosem - Wszystko się ułoży. Jesteśmy w tym razem.
Tak. Van jest przy mnie. Nic już nie mówiąc tylko bardziej wtuliłam się w siostrę czując, że jest ona dla mnie jedynym wsparciem na świecie. Teraz mam tylko ją ...


_________________________________________________________________________________
SZEMANKO!
Tak się cieszę, że w końcu dodałam ten rozdział. Może i szału nie ma, ale jestem z siebie dumna, bo męczyłam go parę tygodni. Teraz jest! Co o nim sądzicie? Mam nadzieję, że się spodoba. 
KOCHAM WAS <3 ^^

~Rose

A tu pioseneczka, którą śpiewały dziewczyny ^-^