- Wstawaj śpiochu ! - ten krzyk mnie obudził - Jest problem !
- Van idź stąd, bo ... - nie skończyłam, gdyż dostałam w twarz poduszką
- Ha ha ha, nie ma tak dobrze !
- Pff. To co to za problem? - zapytałam przewracając się na drugi bok
- Nie mamy żarcia - powiedziała i zrobiła smutne oczka
- To idź do sklepu i kup żarłoku.
Już jakieś pięć lat temu uodporniłam się na jej miny.
- Nie-e bo ty pójdziesz.
- Haha dobre żarty. Prawie wzięłam cię na serio.
- Nie-e - i jej sposób przeciągania końcówek - jak pięciolatka ! Ugh... - Bo?
- Bo-o ja jestem starsza i masz się mnie słuchać.
- A jak nie?
- To będę śpiewać refren "I will always love you" jak w operze - odparła z demonicznym uśmiechem.
To mi wystarczyło. Od razu zerwałam się z łóżka.
- OK ! OK ! Daj mi pięć minut!
- Kocham się siostra - rzuciła Van i posłała mi całusa, po czym wyszła.
"Ugh. Żarłok jeden" - pomyślałam. Następnie poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Zimna woda, która po mnie spływała, skutecznie mnie rozbudziła. Po tej czynności podeszłam do szafy i wzięłam do ręki pierwszy lepszy zestaw.
Do tego zrobiłam sobie lekki makijaż, rozczesałam włosy i zeszłam na dół.
- Masz tu kasę i listę zakupów, a ja idę na taras - rzuciła Van wychodząc z domu
Nie wytrzymam z nią ! Ale trudno. Jedni nie mają rodzeństwa wcale, a ja mam Taką siostrę. Dobre i tyle. No nic. Przynajmniej pooglądam sobie trochę nowe miasto.
Czułam się troszkę dziwnie, ponieważ co pięć minut musiałam pytań kogoś z przechodniów o drogę. Jednak w końcu, po godzinie mojej tułaczki, dotarłam do spożywczaka.
Rany. Tu nawet sklepy są większe. Ten jeden jest tak wielki jak nasze centrum handlowe. Nie tracąc więcej czasu na wspominanie dawnych dzieji weszłam do sklepu. Długo szukałam interesujących mnie produktów. Tu można się zgubić ! A ja, jak to ja, w wolnej chwili lubię rozmyślać. Mam 17 lat, a dotąd nie spotkałam miłości. Nie liczę Georga. To było fatalne zauroczenie. Czy kiedyś ktoś mnie zechce? Nawet nikogo tu nie znam ...
Na mojej liście zakupów został tylko ser.
W sumie to moje życie miłosne można porównać do kupującego w sklepie...
Chodzę po tym świecie jak po sklepie. Szukam mojego "księcia z bajki" jak aktualnie sera. Robię co mogę, bardzo się staram, a dotąd nie mogę znaleźć tego głupiego sera.
- Gdzie jesteś mój serze?! - zapytałam sama siebie
- Ekhm. Przepraszam. Nabiał jest po drugiej stronie sklepu - powiedziała dziewczyna z obsługi
- Eee...dziękuje. - odparłam zmieszana i udałam się we wskazanym kierunku.
Po chwili podążałam już do kasy. Zapłaciłam za zakupy i wyszłam z budynku. Mam dobrą pamięć, więc zapamiętałam drogę powrotną. Szłam sobie spokojnie ulicą, aż w pewnym momencie zobaczyłam dziewczynę, która zbierała z chodnika porozrzucane zakupy.
- Może ci pomóc? - zapytałam niepewnie
- Oj byłabym bardzo wdzięczna - odparła, a na jej twarzy zawitał uśmiech
Schyliłam się więc i razem z blondynką zaczęłam zbierać produkty z ziemi.
- Wow. Naprawdę sporo tego - rzuciłam spoglądając na cztery ogromne popękane torby - szykuje się pewnie jakieś przyjęcie, co?
- Ech. Marzenia. Po prostu szykuje śniadanie dla mojej rodzinki.
- Awww, zjazd rodzinny?
- Nie. Trzej bracia i nasz przyjaciel. No w sumie to czterej bracia.
- I oni to zjedzą? - zapytałam zdumiona - Wiem, co to znaczy mieć za rodzeństwo żarłoka, bo mam siostrę, ale żeby aż tak?
- Moi bracia to kosmici, którzy przybrali ludzkie postacie. Są wiecznie głodni, ponieważ ich żołądki nie mają dna. Gzie się nie ruszą, tam robią bałagan. Do tego mają przynajmniej dwa razy dziennie "fazy głupawki" kiedy to drą się jak opętani i niszczą wszystko wokoło - skończyła blondynka z poważną miną.
Dokładnie po 5 sekundach ciszy, równocześnie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
- Czasem chciałabym mieć brata. Oczywiście kocham moją siostrę, ale miła byłaby taka odmiana - powiedziałam gdy w końcu przestałyśmy się śmiać
- Tak? To świetnie! Słuchaj. Ja wezmę twoją siostrę, a oddam ci dwóch, a niech stracę, trzech braci! - odparła z entuzjazmem
Znów się roześmiałam. Ta dziewczyna jest po prostu obłędna!
- No a tak w ogóle, jestem Laura Marano
- Miło mi. A ja Delly, znaczy Rydel. Rydel Lynch.
W tym momencie wymieniłyśmy uśmiechy. Następnie skończyłyśmy zbierać zakupy blondynki.
- Dziękuje za pomoc Lauro
- Nie ma sprawy. Mieszkasz daleko stąd?
- Nawet nie, a co?
- W takim razie chętnie pomogę zanieść ci zakupy do domu.
- Nie. Nie ma mowy ! Nie będziesz dźwigać za mnie zakupów!
- Nie za ciebie, tylko z tobą.
- Ale ...
- Nie ma żadnego ale. Pomóc ci to dla mnie przyjemność. Poza tym, ktoś musi dać przykład tym twoim kosmitom. Nie powinnaś sama dźwigać tylu toreb ! Według mnie, to oni nawet nie zasługują na śniadanie. Przemyśl to - powiedziałam i mrugnęłam do niej
- Jesteś dla mnie za dobra - rzekła uśmiechając się - w takim razie chodźmy.
Szłyśmy naprawdę niedługo. Trochę się zmartwiłam. Miałam nadzieję, że mieszkamy blisko siebie. A tu całkiem inny kierunek...szkoda. Pomimo tego, że trasa była krótka, udało mi się już trochę poznać Rydel. Jest taka radosna i otwarta.
- Ten budynek obrali kosmici, aby założyć tu swoje leże - powiedziała Delly, gdy stanęłyśmy pod jej mieszkaniem
- Wow. Co jak co, ale gust to oni mają - odparłam wpatrując się w budynek jak w obrazek:
- Dziękuje w ich imieniu - usłyszałam od rozbawionej moim zachowaniem dziewczyny - A może wejdziesz i sama im to powiesz. Chyba się polubicie.
- Dziękuje za zaproszenie, ale muszę się zbierać. Jak przed 10.00 nie wrócę do domu, to moja siostra zje mnie. Może innym razem.
- Och. No dobrze. Tu masz mój numer - dodała wręczając mi karteczkę. Zdzwonimy się?
- Jasne. Dzięki.
- To ja dziękuje. Za wszystko - powiedziała i mnie przytuliła
Byłam trochę zdziwiona tym gestem. Znamy się może z godzinę. W sumie nie jestem przyzwyczajona do takich zachowań. Nigdy nie miałam przyjaciółki. Pomimo to zaraz odwzajemniłam uścisk blondynki.
- Pa Laura - rzuciła wchodząc do domu
- Pa Rydel.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie, a do uszu włożyłam słuchawki. Po chwili usłyszałam swój ulubiony zespół - Maroon 5. Podśpiewując sobie pod nosem, tanecznym krokiem podążyłam w stronę domu.
~Narrator~
Gdy tylko Rydel zamknęła za sobą drzwi usłyszała to ... Ryk biegnących dzikich wieprzy
- RYDEL !
- DELLY !
- SIOSTRA !
- ŚNIADANKO !
Mniej więcej takie krzyki towarzyszyły tym wieprzom.
- Jak dobrze, że jesteś ! Ross umiera z głodu ! - krzyknął Riker wskazując na leżącego na podłodze brata
- A mi się burczenie w brzuchu zepsuło, bo tak długo mi w nim burczało ! - poinformował wszystkich bardzo inteligentnie Ell
- A ja prawie zjadłem Rikera z tego głodu ! - wykrzyczał Rocky
W tym momencie Rydel spojrzała na najstarszego brata z miną : "Błagam, powiedz że to żart"
- To prawda - odpowiedział i pokazał wszystkim swoją rękę, na której było widać odciśnięte zęby
- Aaa. Dlatego Rockiemu psuje się zgryz - powiedziała sama do siebie
- Toooo.....co na śniadanie? - zapytał niedoszły kanibal - A tak w ogóle to co ty tam tyle robiłaś? Do spa poszłaś? - zaatakował siostrę wzburzony.
Każdy z chłopców chciał dorzucić coś od siebie, więc zrobił się straszne harmider. Wśród krzyków dało się usłyszeć:
" Mogliśmy się pozabijać! "
" Wiesz jak teraz będę tęsknić za moim burczeniem? "
" Myślisz że zapałki mogą być zagrożeniem dla życia na ziemi? "
I wiele innych. Za dużo by wypisywać.
- DOŚĆ! - w pewnym momencie krzyknęła Delly, a w całym domu zapanowała grobowa cisza. - Mam dość. Myślicie że gotowanie dla was jest przyjemne? Że taszczenie dziesięciokilogramowych toreb ze sklepu jest miłe?
- Nieee - odpowiedzieli skruszeni chłopcy i spuścili głowy - Przepraszamy cię! Jesteś najlepsza na świecie - dodali chórem
Ale tu to codzienność. Chłopcu coś majstrują, Rydel na nich wrzeszczy, oni przepraszają, a ona ma za dobre serduszko więc im wybacza. Jednak nie dziś.
- Przyjmuję przeprosiny - odparła blondynka - jednak odbyłam dziś bardzo miłą rozmowę z pewną dziewczyną. I to właśnie ona uświadomiła mi, że nie zasługujecie na śniadanie.
- A to niby że bo? - zapytał Rocky
- Bo według niej powinniście pomóc mi z zakupami. I teraz wiem, że ona ma rację. Już nie będę sama taszczyć tych toreb. - wskazała ręką na reklamówki - Jak mi nie pomożecie, to nie będzie jedzonka.
- Ale co ta dziewczyna niby wie? - zapytał oburzony Riker
- Opowiedziałam jej o was co nieco. W każdym bądź razie. Ja nie jestem głodna, a wy nie dostaniecie ode mnie do jedzenia nic. Przynajmniej nie dziś.
Po tych słowach Rydel skierowała się do swojego pokoju.
- To - zaczął Ell - co na śniadanko ?
- Popaczajcie. Delly kupiła jajka - poinformował zebranych Ross.
- To może jajecznica? - zapytał Riker
- Może być ! - odpowiedzieli pozostali
Hej :D
Dziękuje za komenty i bardzo wiele miłych słów :3
Przepraszam też, że tak dawno nie było rozdziału, ale mam urwanie głowy w domu. Dopiero dziś dorwałam się do laptopa siostry i dodaje.
Jeszcze raz dziękuje Wam że jesteście. Od teraz rozdziały będą co niedziele. Jeśli mi się uda to też w tygodniu. Next może jutro, bo mam już napisane do 6 rozdziału :3
Pozdrowionka ;*
~Rose